Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu - strona główna

Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu

Logo Unii Europejskiej

20 lat Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu

Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu obchodzi w roku 2016 swoje 20-lecie. Nie ma w Polsce drugiego takiego ośrodka, który w tak krótkim czasie osiągnąłby tak wysoką pozycję nie tylko w kraju, lecz także na świecie. Ten wielki sukces to efekt pracy prof. Henryka Skarżyńskiego i jego zespołu. 25 lat temu rozpoczął on przygotowania do wdrożenia w Polsce programu implantów ślimakowych, przeprowadził wiele pionierskich operacji, stworzył w nauce światowej tzw. „polską szkołę otochirurgii” w leczeniu częściowej głuchoty. Z jego inicjatywy powstało Światowe Centrum Słuchu w Kajetanach, pod opieką którego pozostaje obecnie ponad 5 tys. użytkowników implantów. W Instytucie zrealizowano ok. 400 tys. procedur chirurgicznych.

Doskonale pamiętam dzień 9 stycznia 1996 r., w którym na moim biurku znalazł się akt powołania Instytutu, podpisany przez prof. Jacka Żochowskiego, Ministra Zdrowia, prof. Grzegorza Kołodkę, Ministra Finansów, oraz prof. Aleksandra Łuczaka, Przewodniczącego Komitetu Badań Naukowych. – wspomina prof. Henryk Skarżyński – Ten dokument był ważny, bo dawał nam – a byliśmy wówczas kilkunastoosobową grupą przyjaciół połączonych entuzjazmem i marzeniami o stworzeniu ośrodka leczenia zaburzeń słuchu na najwyższym poziomie – zielone światło do działania, do pracy, do rozwoju. I chociaż nie dawał nic ponadto, wsparcia finansowego, organizacyjnego czy lokalowego, to przez kolejnych 20 lat udało nam się zrobić naprawdę dużo! – dodaje prof. Skarżyński.

Obecnie Instytut to także prestiżowe centrum dydaktyczno-szkoleniowe, do którego przyjeżdżają lekarze ze wszystkich kontynentów, aby uczyć się technik chirurgicznych i procedur medycznych opracowanych przez prof. Henryka Skarżyńskiego, światowej sławy otochirurga, twórcy i dyrektora Instytutu.

20 lat temu to nie instytucje państwowe chciały utworzyć ten Instytut. Powstał on z oddolnej inicjatywy grupy naukowców i praktyków, którą udało mi się zebrać. – wspomina prof. Skarżyński. – Tworzyliśmy Instytut od podstaw, według własnego pomysłu, zgodnie z programem, założeniami i potrzebami zmieniającego się świata. Przez kolejnych 20 lat udało nam się zrobić naprawdę dużo! Kiedy więc teraz, przyjmując gratulacje, słyszę, że powołanie Instytutu było pomysłem genialnym, odpowiadam słowami Thomasa Edisona „Geniusz to jeden procent natchnienia i 99 procent wypocenia”. Kluczem do sukcesu jest praca. A im wyższą pozycję się zajmuje, tym więcej wysiłku trzeba wkładać w to, co się robi. Dzięki codziennej, rzetelnej pracy możemy też wypełniać swoją najważniejszą misję – nieść pomoc pacjentom cierpiącym z powodu różnych zaburzeń słuchu.– dodaje prof. Skarżyński.

Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu to wizytówka polskiej medycyny. Osiągnięcia prof. Henryka Skarżyńskiego i jego zespołu od początku były dostrzegane i nagradzane przez przedstawicieli najwyższych władz w Polsce. Międzynarodowe Centrum Słuchu i Mowy, a potem Światowe Centrum Słuchu było wielokrotnie odwiedzane przez przedstawicieli rządu, parlamentu oraz zagraniczne delegacje. Ośrodek w Kajetanach zwiedzały także Pierwsze Damy. Wszyscy podkreślali, że jest on unikatowy w skali światowej, a warunki, jakie zapewnia pacjentom, powinny być wzorem dla innych szpitali. Szczególne uznanie wśród licznych Gości wzbudzał fakt, że Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu zbudował tak wysoką pozycję w kraju i za granicą w tak krótkim czasie.

–  Instytut został powołany, bo właściwie odczytaliśmy potrzeby społeczne. – wspomina prof. Skarżyński – Bo na lepszą opiekę oczekiwało tysiące osób z zaburzeniami słuchu. Powstanie nowoczesnego ośrodka kliniczno-naukowego było dla nich szansą na wyleczenie i powrót do świata dźwięków. Spełniliśmy te oczekiwania. – oświadcza z dumą Profesor.

 

Więcej wspomnień prof. Henryka Skarżyńskiego w wywiadzie dla wydania specjalnego dwumiesięcznika Słyszę.

Słyszę: Mija właśnie 25 lat odkąd Pan Profesor rozpoczął pracę nad programem implantów ślimakowych i 20 lat od powołania Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu. Jak w kilku słowach podsumowałby Pan ten czas?

Prof. Henryk Skarżyński: To był przede wszystkim czas pracy. Dziś możemy mówić o sukcesie, ale ten sukces nie przyszedł sam. Wymagał poświęcenia, samodyscypliny, determinacji i siły, która pozwalała na pracę po kilkanaście godzin na dobę. Praca – co często podkreślam – jest moją pasją. Zawsze miała ona konkretny cel – pomoc pacjentom, którzy z braku odpowiedniego leczenia nie mieli szansy na powrót do świata dźwięków. To z myślą o nich opracowałem, a potem wdrożyłem program implantów ślimakowych, utworzyłem w 1993 roku pierwszy w Polsce a drugi w Europie Ośrodek Diagnostyczno-Leczniczo-Rehabilitacyjny dla Osób Niesłyszących i Niedosłyszących „Cochlear Center”, na bazie którego powołano w 1996 roku Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu.

S.: Jakie jest dzisiaj miejsce Instytutu w medycynie i nauce?

H.S.: Naszą pozycję w kraju wyznacza najwyższa kategoria A+, przyznana Instytutowi Fizjologii i Patologii Słuchu przez Komisję Ewaluacji Jednostek Naukowych (KEJN). Dodam, że z instytutów we wszystkich resortach razem wziętych jest jeszcze tylko jeden, który posiada podobną kategorię. W praktyce A+ oznacza nieco większe dotacje na działalność statutową i lepszą pozycję w negocjacjach z konsorcjami ubiegającymi się o duże projekty. Daje większe szanse na prowadzenie dużych, ciekawych prac naukowo–badawczych i dalszy rozwój dla całego zespołu Instytutu.

Już dotychczasowy dorobek naukowy i kliniczny, dydaktyczny i organizacyjny pozwala mi jednak powiedzieć, że Instytut jest bardzo dobrym ambasadorem polskiej nauki i medycyny w świecie. Otwarte pod jego szyldem zaledwie trzy i pół roku temu Światowe Centrum Słuchu to światowa marka! Przeprowadzamy tutaj dziennie najwięcej w świecie operacji poprawiających słuch (60–70). To właśnie w Kajetanach wiele zabiegów chirurgicznych wykonano po raz pierwszy w świecie. Jesteśmy m.in. pionierami we wszczepianiu różnych typów implantów słuchowych i w leczeniu różnych wrodzonych i nabytych uszkodzeń narządu słuchu. W Instytucie zrealizowane zostały liczne projekty, pionierskie programy naukowe i kliniczne, których wyniki wyznaczyły nowe standardy postępowania terapeutycznego w medycynie. W ciągu nieco ponad dwóch lat od otwarcia Światowego Centrum Słuchu w Kajetanach uruchomiłem pięć pionierskich programów wszczepienia nowych implantów słuchowych typu Codacs, Bonebridge, Baha 4 Attract System, MET i Synchrony. To w praktyce oznacza, że polscy pacjenci w Światowym Centrum Słuchu mają dostęp do najnowszych technologii jako pierwsi w kraju lub jedni z pierwszych w świecie. Jest to bardzo wymierny dowód naszej pozycji klinicznej i naukowej. W Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu została stworzona i uruchomiona pierwsza w świecie Krajowa Sieć Teleaudiologii, umożliwiająca przeprowadzanie telekonsultacji z udziałem pacjentów i specjalistów z kilku ośrodków jednocześnie, zdalną rehabilitację oraz telefitting, czyli zdalne ustawianie parametrów w procesorach mowy u pacjentów z implantami słuchowymi, w pierwszej kolejności ślimakowymi. Światowe Centrum Słuchu jest wreszcie wyjątkowym ośrodkiem dydaktycznym, swoistą międzynarodową kuźnią talentów. Kajetany to najlepsze w świecie miejsce do ćwiczenia technik chirurgicznych. Udało nam się zbudować Centrum Edukacyjne z unikatową pracownią wyposażoną w 20 stanowisk dla otochirurgii i rynochirurgii, nowoczesny sprzęt do ćwiczeń na preparatach anatomicznych i symulatorach komputerowych. Każdego roku organizujemy międzynarodowe konferencje połączone z warsztatami dla otochirurgów, którzy uczą się m.in. opracowanych przeze mnie minimalnie inwazyjnych procedur chirurgicznych, pozwalających zachować istniejący nawet w niewielkim stopniu słuch przedoperacyjny oraz strukturę ucha wewnętrznego. Daje im to możliwość skorzystania z nowych technologii, które mogą zostać wprowadzone do praktyki klinicznej w przyszłości. W świecie rośnie liczba ośrodków, w których leczy się częściowe uszkodzenia słuchu. My mamy idealne warunki do nauki dla otologów i audiologów. Jak już wspomniałem, wykonuje się u nas najwięcej na świecie operacji poprawiających słuch. Zabiegi, techniki i procedury, które gdzieś w uznanych ośrodkach zachodnich można zobaczyć w ciągu roku, u nas można obejrzeć w ciągu dwóch tygodni. To pokazuje miarę naszego postępu. To też przyciąga specjalistów, którzy chcą uczyć się szybko, praktycznie i kompleksowo. Tylko w Kajetanach pod jednym dachem można zapoznać się z całym procesem diagnostycznym, chirurgicznym i pooperacyjną rehabilitacją. Drugiego takiego ośrodka nie ma nigdzie w świecie.

S.: Jak to się stało, że Instytut pod względem liczby przeprowadzanych operacji wyprzedził najbardziej znane światowe kliniki?

H.S.: Prócz planu budowy ośrodka, zapewniającego pacjentom z zaburzeniami słuchu kompleksową opieką, miałem jeszcze inny plan – organizacyjny. Bywałem w wielu miejscach na świecie i notowałem swoje obserwacje. Zastanawiałem się, jak zorganizować pracę personelu medycznego, aby przebiegała jak najbardziej sprawnie. Także na bloku operacyjnym. I udało mi się wypracować taki schemat, przy którym stosunkowo niewielki zespół wykonuje ok. 60–70 operacji dziennie. Oczywiście, pracę lekarzom ułatwia bardzo dobry sprzęt – nasze sale operacyjne są doskonale wyposażone, m.in. w unikalne mikroskopy. Z 16 takich supernowoczesnych mikroskopów w świecie cztery są właśnie w Kajetanach. Mamy też na tych salach najnowocześniejszy sprzęt anestezjologiczny. Dzięki temu pacjent w czasie zabiegu otrzymuje najdroższe leki, ale dostaje ich niewiele. To oznacza, że czuje się bardzo dobrze. Następnego dnia w bardzo dobrej formie może zostać wypisany do domu. Co istotne, w Instytucie blok operacyjny pracuje od wczesnego rana do późnych godzin wieczornych. Ten sprzęt i aparatura muszą zostać wykorzystane. To ewenement, bo w różnych miejscach operacje trwają zaledwie do czternastej czy piętnastej.

S.: To wszystko jest też miarą Pana osobistego sukcesu…

H.S.: Uważam, że najlepszą miarą mojego sukcesu są sukcesy pacjentów z głębokimi wadami słuchu, którzy dzięki leczeniu po- legającemu na wszczepieniu implantów mogą rozumieć mowę, komunikować się swobodnie z innymi. Po prostu normalnie żyć i pracować, osiągając w swoich dziedzinach naprawdę wiele. Jedna z naszych pacjentek zna na przykład kilka języków i obroniła doktorat z chemii kwantowej, druga – doktorat z nauk medycznych – jest świetnym naukowcem i lekarzem praktykiem, a do tego instrumentalistką – została m.in. laureatką I Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego Dzieci, Młodzieży i Dorosłych z Zaburzeniami Słuchu „Ślimakowe Rytmy”. Wśród moich pacjentów jest jeszcze kilku finalistów tego pierwszego w świecie wydarzenia, pokazującego prawdziwy postęp w nauce i medycynie. Wszyscy okazali się wspaniałymi indywidualnościami. Jako lekarzowi zawsze leżało mi na sercu, aby nasi pacjenci z zaburzeniami słuchu mogli wykorzystywać swoje zdolności artystyczne, np. muzyczne. Często jestem pytany, jak wpadłem na pomysł Festiwalu. Bardzo mi zależało, aby pokazać, jak nauka i medycyna może zmienić życie osób z zaburzeniami słuchu. Zorganizowanie festiwalu z udziałem osób, które przeszły leczenie zaburzeń słuchu, mają dobry słuch muzyczny i pasję wypełniającą ich życie, było wielkim wyzwaniem. Oni śpiewają, komponują, grają na najróżniejszych instrumentach, nagrywają płyty. Festiwal, który udało nam się zorganizować w lipcu ubiegłego roku, pokazał, na co stać dzisiaj osoby, które jeszcze kilkanaście albo nawet kilka lat temu byłyby skazane na życie poza światem dźwięków, izolację, życiową porażkę. Jestem lekarzem z powołania i – o czym mówiłem już na wstępie – zawsze stawiałem sobie za zadanie, aby skuteczniej leczyć pacjentów. Obecnie dzięki mojej wieloletniej pracy naukowej, klinicznej, dydaktycznej i organizacyjnej oraz wkładowi zespołu Instytutu polscy pacjenci mają dostęp do najnowszych, najbardziej zaawansowanych technologii medycznych. Pacjenci to rozumieją i doceniają, dlatego właśnie u nas chcą się leczyć. Przyjeżdżają do Kajetan z całej Polski i z zagranicy.

S.: Pacjenci nie mieliby szansy na takie leczenie, gdyby 25 lat temu nie postawił Pan sobie za cel wdrożenie programu implantów ślimakowych. Proszę przypomnieć, jakie były jego początki.

H.S.: Pierwszą prezentację na temat implantów ślimakowych zobaczyłem na I Kongresie Europejskich Towarzystw Otolaryngologicznych (EUFOS) w 1988 r. w Paryżu, gdzie reprezentowałem Polskę w regionalnym okrągłym stole z przedstawicielami Węgier – prof. Gaborem Répassy, Czechosłowacji – prof. Stanislavem Tichým i Niemieckiej Republiki Demokratycznej – prof. Hansem-Jürgenem Gerhardtem. Dla całej Europy zostały przydzielone takie dyskusje okrągłych stołów na tym inauguracyjnym kongresie. Moja kandydatura została zgłoszona przez Polskie Towarzystwo Otolaryngologów Chirurgów Głowy i Szyi jako jedna z propozycji i została wybrana przez organizatorów jako jedyna. Było to dla mnie pierwsze tak wielkie międzynarodowe wyróżnienie. Dotyczyło moich badań klinicznych, morfologicznych i eksperymentalnych, jakie przeprowadziłem pod kątem wczesnego wykrywania, rozprzestrzeniania się i skutecznego leczenia nowotworów gardła dolnego i krtani. Swoją drogą było to wtedy najwyższe uznanie dla mojej rozprawy habilitacyjnej, która opierała się na tych badaniach. Kilka miesięcy później podczas mojej kolejnej wizyty we Francji odwiedziłem klinikę kierowaną przez prof. J. M. Sterkersa. Dzięki jego pomocy wziąłem następnie udział w zjeździe otolaryngologów francuskich, gdzie zapoznałem się z wynikami prac prof. Claude’a Henriego Chouarda, który od 1973 roku jako pierwszy realizował w Europie program leczenia głuchoty za pomocą implantów ślimakowych. W końcu – dzięki życzliwości wielu osób – mogłem odbyć kolejne staże w kierowanej przez niego paryskiej klinice w Szpitalu św. Antoniny. Wyposażony w taką wiedzę próbowałem po powrocie do Warszawy rozpocząć przygotowania do realizacji programu implantów ślimakowych w Polsce. Formalnie możliwości szpitala klinicznego Akademii Medycznej w Warszawie były ograniczone. Z tego m.in. powodu wraz z gronem wybitnych naukowców oraz przyjaciół założyłem pozarządową organizację – Fundację Rozwoju Medycyny „Człowiek-Człowiekowi”. Zostałem szefem jej zarządu. Pierwszym zadaniem Fundacji była organizacja kadry i zaplecza dla działań mających w Polsce odmienić los tych, którzy nie słyszeli nigdy, oraz tych, którzy słyszeli, ale stracili słuch. Było to pionierskie, odważne przedsięwzięcie. Brak powodzenia oznaczałby zaniechanie tego programu na kolejne lata. Ewentualny sukces oznaczałby niezwykły impuls dla rozwoju otochirurgii, audiologii, foniatrii, rehabilitacji i wczesnej diagnostyki wad słuchu u noworodków. W ten niezwykle złożony, wielospecjalistyczny program włączali się kolejni specjaliści – lekarze, psycholodzy, logopedzi, pedagodzy, inżynierowie i audioprotetycy. Dziś wielu już nie pamięta tej pracy, tego wysiłku, tego ryzyka. Przygotowania do pierwszej operacji wszczepienia implantu osobie niesłyszącej, którą wykonałem 16 lipca 1992 roku, trwały dwa lata. Moją powinnością jest przypomnieć nazwiska tych, którzy mi uwierzyli i wsparli mnie w tym niełatwym czasie, ofiarnie włączając się w program leczenia głuchoty w Polsce. Jego realizowanie nie było- by możliwe, gdyby nie wsparcie takich osób jak ks. bp Alojzy Orszulik – wtedy zastępca sekretarza Episkopatu Polski, prof. Wiesław Chrzanowski – Marszałek Sejmu, prof. Andrzej Stelmachowski – Marszałek Senatu, prof. Zofia Kuratowska – przewodnicząca Społecznej Fundacji Solidarności. Pośrednio i bezpośrednio program był wspierany przez moich przyjaciół – prezydium naszej Rady Fundacji: prof. Stefana Krusia i prof. Grzegorza Opolskiego, prof. Waleriana Staszkiewicza, prof. Janusza Piekarczyka, mgr. Romana Chojnowskiego, mgr Jolantę Herman, dr. Stanisława Wójcikiewicza, prof. Jarosława Deszczyńskiego, dr. Waldemara Mysiaka, Elwirę Ludwikowską i pozostałych członków Fundacji. Bezpośrednio w realizację programu włączyli się naukowcy i specjaliści z obszaru medycyny: doc. Maria Góralówna, dr Anna Geremek-Samsonowicz, dr Małgorzata Mueller-Malesińska, dr Joanna Szuchnik, inż. Jadwiga Hoffman oraz audioprotetyk Andrzej Herszhorn. Nie było nas wielu, ale ten zespół zapewnił opiekę pierwszym pacjentom w 1992 roku, a następnie rozwinął w Polsce program wykrywania wad słuchu u noworodków i niemowląt. Stało się to podstawą organizacyjną i kadrową dla utworzenia w 1993 roku drugiego w Europie Ośrodka Diagnostyczno–Leczniczo-Rehabilitacyjnego dla Osób Niesłyszących i Niedosłyszących „Cochlear Center”. Potem każdy rok stwarzał nam nowe okazje do pokazywania naszych sukcesów, a także – czy raczej przede wszystkim – naszych pacjentów. W 1993 r. ruszył program wczesnego wykrywania wad słuchu u noworodków i niemowląt – wtedy równie pionierskie przedsięwzięcie jak leczenie głuchoty.

S.: To, co Pan Profesor robił wraz z nielicznym zespołem, nie zawsze spotykało się ze zrozumieniem…

H.S.: Jeśli promuje się nowe idee i próbuje coś zmienić, to przeważnie idzie się pod wiatr. Odczułem to już po mojej pierwszej pionierskiej operacji wszczepienia implantu osobie niesłyszącej w 1992 roku. Chociaż była udana, pacjent powrócił do świata dźwięków, wielu moich kolegów lekarzy, a nawet nauczycieli, nie rozumiało znaczenia tego, co robiłem. Krytykowali mnie, że zniszczyłem ucho, bo do ślimaka nie można nic wszczepiać. Taka ocena części środowiska medycznego była dla mnie bardzo krzywdząca. Odczułem to boleśnie. Takich przykładów mógłbym podać o wiele więcej. Publicznie zawsze mówię o tym, co robię, w co mocno wierzę i o słuszności czego jestem przekonany. Jestem niewolnikiem swoich idei – to jednak jedyny sposób, aby zrobić coś, czego nie zrobiono jeszcze nigdy. W zasadzie człowiek wie, że jak jest w czymś pierwszy, to nie wszystkim to się spodoba. Gdzieś głęboko jednak oczekuje, że ta akceptacja jest, że może liczyć na zrozumienie również wtedy, jeśli coś się nie powiedzie. Może zabrzmi to nieskromnie, ale czytając biografie wielu laureatów Nagrody Nobla, można dostrzec, że nie było im łatwo przez całe lata, a nawet dziesiątki lat.

S.: To właśnie dla podkreślenia konsekwencji w działaniu nosi Pan krawaty w ślimaki oraz zbiera ich figurki?

H.S.: Tak. Krawatów w ślimaki mam około stu. Mam też największą na świecie kolekcję ślimaków. Ślimaki to znak, że w pełni identyfikuję się z tym, co robię. Bo według mnie albo robi się coś dobrze, z pełnym zaangażowaniem, albo nie należy się za to zabierać. Te moje ślimaki zrobione z przeróżnych materiałów lub zamienione przez naturę w skamienieliny przypominają najważniejszą część ucha wewnętrznego – narząd ślimakowy, dzięki któremu słyszymy. Ideę leczenia zaburzeń słuchu staram się zresztą konsekwentnie promować na różne sposoby. Tej promocji służą m.in. organizowane w Kajetanach spotkania dla pacjentów, ich rodzin, a także ludzi, którzy od lat wspierają działania moje i zespołu. W 20. rocznicę pierwszej w Polsce operacji wszczepienia implantu ślimakowego do Kajetan przyjechało ponad trzy tysiące osób z implantami i ich bliskich. Tym samym został ustanowiony rekord Guinnessa w kategorii „Spotkanie w jednym miejscu i czasie największej liczby pacjentów z implantami słuchowymi”, o czym donosiły wszystkie media, nie tylko polskie. Tym sposobem świat dowiedział się, że w Kajetanach robi się coś dobrego i ważnego dla osób z zaburzeniami słuchu. Że to właśnie my jesteśmy liderami, jeśli chodzi o wykonywanie operacji przywracających lub poprawiających słuch.

S.: Jaka jest liczba implantów ślimakowych wszczepionych w Polsce i ile z nich zostało wszczepionych w Instytucie?

H.S.: Jak już wspomniałem, w ramach programu leczenia całkowitej i częściowej głuchoty w Instytucie przeprowadzono ponad 5 tys. operacji wszczepienia różnych typów implantów słuchowych. W pozostałych 5 ośrodkach w Polsce łącznie wykonano ok. tysiąca takich operacji. Liczby nie mówią jednak wszystkiego. W Instytucie zrealizowane zostały liczne projekty, pionierskie programy naukowe i kliniczne, których wyniki wyznaczyły nowe standardy postępowania terapeutycznego we współczesnej międzynarodowej medycynie.

S.: Przykładem jest rozpoczęty w 2002 roku program leczenia częściowej głuchoty. Opracował Pan też technikę operacyjną wszczepienia implantu przez okienko okrągłe, którą dziś stosuje się we wszystkich największych ośrodkach na świecie.

H.S.: Tak, tę niełatwą technikę stosują przede wszystkim ci, którzy wykonują operacje minimalnie inwazyjne, którzy chcą zachować nawet najmniejsze resztki przedoperacyjnego słuchu i którzy nie ograniczają u pacjentów wykorzystania w przyszłości wszystkiego, co będzie nowe, lepsze, dające jeszcze większe możliwości słuchowe. W 2002 r. przeprowadziłem pierwszą w świecie operację wszczepienia implantu ślimakowego u osoby dorosłej z częściową głuchotą, a w 2004 r. wykonałem po raz pierwszy w świecie taki zabieg u dziecka. To było wielkie osiągnięcie – do tej pory implanty ślimakowe wszczepiano tylko w przypadkach bardzo głębokiego uszkodzenia słuchu oraz całkowitej głuchoty. Byłem przygotowany do tego, że można otworzyć ucho wewnętrzne pacjenta z częściowo zachowanym lub na niektórych częstotliwościach normalnym słuchem i uzupełnić to, czego mu brakuje, za pomocą implantu. Pierwsze operacje, podczas których zachowywałem resztki słuchowe, zacząłem przeprowadzać w 1997 roku. Wiedziałem jednak z podręczników i publikacji, że wprowadzenie czegokolwiek do ucha wewnętrznego burzy porządek w tym uchu, zakłóca przechodzenie fali dźwiękowej – takie były opisy w literaturze naukowej. Dźwięk wywołuje drgania w układzie słuchowym, które są zamieniane w uchu wewnętrznym na impulsy nerwowe, a następnie przenoszone przez włókna nerwu słuchowego i dalsze odcinki drogi słuchowej do ośrodków w korze mózgu, gdzie są odbierane jako wrażenia słuchowe. Teoria profesora Békésy’ego, za którą przyznano mu Nagrodę Nobla w 1961 roku, dokładnie opisywała, jakie procesy za nie wprowadzenie elektrody powinno zaburzyć te procesy, m.in. przemieszczanie się fali wędrującej. Wyładowania elektryczne na zakończeniach kolejnych kanałów w elektrodzie, która zostaje wprowadzona do uszkodzonej części ślimaka, mogły ponadto zakłócić funkcjonowanie sprawnej jego części. Były to zatem wielkie wyzwania rzucone światowej nauce i medycynie. Uzyskane po tych pionierskich operacjach nadzwyczajne wyniki to był ogromny sukces. Myślę, że kliniczne efekty przerosły naszą wiedzę teoretyczną. Do dziś skuteczność tej metody leczenia jest zaskakująca, nawet dla najlepszych specjalistów. Zoperowaliśmy największą grupę pacjentów z częściową głuchotą w świecie – ponad 2,5 tys. dzieci i dorosłych. Opracowanie procedury medycznej rozwiązującej problem częściowej głuchoty otwierało przed nami całkiem nowe perspektywy rozwoju. Starzejące się społeczeństwa, zwłaszcza zachodnie, mają bowiem coraz większe problemy z różnymi częściowymi ubytkami słuchu. Tymczasem jedną z podstaw rozwoju współczesnego społeczeństwa jest postęp w kontaktach międzyludzkich, dostęp do informacji oraz ich wymiana. Podczas gdy na początku XX wieku o funkcjonowaniu człowieka i jego pozycji w społeczeństwie decydowały w ok. 95 proc. umiejętności manualne, obecnie o tym wszystkim w ponad 94 proc. decyduje zdolność komunikacji. Dobry słuch jest do niej niezbędny. Dlatego opracowanie procedury leczenia częściowej głuchoty dawało realną możliwość pomocy tysiącom, a nawet milionom ludzi, którzy z powodu różnych niedosłuchów nie mogli normalnie funkcjonować we współczesnym świecie.

S.: Postęp w otochirurgii i leczeniu zaburzeń słuchu jest ogromny, ale nowoczesne procedury nie należą do najtańszych. Jak Pan ocenia ich dostępność w Polsce oraz sytuację pacjentów jako Krajowy Konsultant w Dziedzinie Otorynolaryngologii?

H.S.: Postęp odnosi się zarówno do otolaryngologii, jak i ściśle z nią związanej audiologii i foniatrii oraz otolaryngologii dziecięcej. Oceniając sytuację pacjentów z pozycji Konsultanta Krajowego w Dziedzinie Otorynolaryngologii, którym jestem od 2011 roku, oraz Konsultanta Krajowego ds. Audiologii, następnie Foniatrii, którym byłem od 1994 roku, uważam, że jest co najmniej dobra. Wykonałem kilkanaście pionierskich operacji i do tej pory nie zdarzyło się, aby coś, co zostało wdrożone, nie było dostępne dla pacjentów. Wszystkie nowe techniki są rozwijane w ramach tych możliwości finansowych, które mamy. Działamy tak, aby pacjenci, którzy czekają w kolejce na operacje poprawiające słuch, mogli skorzystać z tego, co dla nich najlepsze. Uważam, i to już podkreślałem wcześniej, że dostęp do procedur w ramach NFZ jest do wszystkiego. Czy od ręki? Zapewne nie, ale od ręki nie ma takiej pomocy w żadnym kraju świata. Wszędzie są kolejki. Ważne, by jak najkrócej czekały dzieci, dla których czas, kiedy dobrze usłyszą, jest najważniejszy. Tylko w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu liczba pacjentów przyjmowanych w ramach hospitalizacji w ciągu kilkunastu lat działalności klinicznej wzrosła z kilkuset do kilkunastu tysięcy, liczba procedur operacyjnych z około tysiąca do ponad 22 tys. Oczywiście liczymy pieniądze, ale nigdy nie stawiamy budżetu ponad dobro pacjenta. Wykonujemy wszystkie zabiegi chirurgiczne, na które jest zapotrzebowanie, także te nie najlepiej wyceniane przez NFZ. Wykonujemy bardzo dużo usług medycznych, gdyż w kolejce do Instytutu czeka ok. 20 tys. osób z różnymi problemami otorynolaryngologicznymi (ok. 70 proc. ma różne zaburzenia słuchu, bo właśnie w ich leczeniu się specjalizujemy). Oczywiście, okres oczekiwania nie jest krótki. Kiedy jednak pacjent przyjdzie do nas na leczenie, może liczyć na opiekę na naprawdę światowym poziomie. Podkreślam stwierdzenie – kiedy przyjdzie na czas. Często ktoś zwleka z pójściem do lekarza latami, myśląc, że jakoś to będzie, a potem staje na głowie, by go wyleczyć w ciągu kilku lub kilkunastu dni. Następnie pisze, gdzie tylko się da, że nie może czekać na taką czy inną usługę medyczną. Nie pomaga to nam w pracy, ale lekarz musi się liczyć i z takimi postawami. Często jako konsultant nie zgadzam się z bezpodstawnymi oskarżeniami kierowanymi pod adresem porządnych ludzi. Nie bronię ich bezpodstawnie. Szanuję ich pracę. Czy wszyscy są idealni? Zapewne nie, tak jak w każdej grupie polskiego społeczeństwa.

S.: Czego Panu Profesorowi życzyć z okazji jubileuszu?

H.S.: Abyśmy utrzymali swoją wysoką pozycję w światowej nauce. Postęp w nowych technologiach i medycynie jest bardzo szybki. Dlatego przed nami wiele nowych wyzwań. Planujemy wdrażanie kolejnych osiągnięć naukowych do codziennej praktyki klinicznej. Jednym z najważniejszych naszych zadań na najbliższe lata jest też umocnienie „polskiej szkoły” w nauce i medycynie światowej. Musimy być jeszcze bardziej aktywni na Starym Kontynencie, by wpisać się w innowacyjną perspektywę Europy, ale jednocześnie dbać o to, by myśl rozwijana w medycynie pokazywała nas – Polaków w Afryce, Azji i Ameryce Południowej. Już wkrótce będziemy mieli okazję pokazać się od najlepszej strony, organizując w Warszawie kilka światowych i kontynentalnych kongresów naukowych. To ogromny wysiłek z naszej strony, ale też możliwość zaprezentowania naszego potencjału naukowego i zaakcentowania silnej pozycji na naukowej mapie świata. Będąc gospodarzem konferencji naukowych, zaczynamy po prostu nadawać ton przyszłym dyskusjom oraz kreować nowe trendy w medycynie światowej. A zatem moje życzenie zaczyna już się spełniać… •